Kuźnia
Forum fantastyczne i nie tylko ...

FAQ Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj
Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Szukaj

Recenzje

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia Strona Główna -> Produkcje wszelakie
Autor Wiadomość
morven
Saracen



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto Jeża

PostWysłany: Nie 21:27, 18 Mar 2007    Temat postu: Recenzje

Kącik recenzentów, uprasza się o wypowiedzi kilkuzdaniowe (przynajmniej), takie poważniejsze recenzje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mercy
Herold



Dołączył: 24 Mar 2007
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ozo

PostWysłany: Sob 11:50, 24 Mar 2007    Temat postu:

Hmmm...z recenzji na polskim miałam 3, więc wybaczcie
Chciałabym napisać o filmie "Opowieść o zwyczajnym szaleństwie" Zelenki (widział ktoś?) Jak dla mnie jeden z najlepszych z jakimi miałam do czynienia.Pełen finezyjnego humoru, zaskakujących wątków i obraz miłości szalonej, ale nie "różowej". Coś co pozwala spojrzeć na świat po swojemu, z przymrużeniem oka i uśmiechem na ustach. Polecam Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
morven
Saracen



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto Jeża

PostWysłany: Nie 16:49, 25 Mar 2007    Temat postu:

"Opowieści" są świetne, owszem, ale ja uwielbiam, naprawdę uwielbiam "Samotnych" - jeśli jeszcze nie widziałaś, to polecam jeszcze goręcej.
A żeby nie było - recenzja "Samotnych":

Czech potrafi

"Samotni" czeskiego reżysera Davida Ondricka są dla mnie filmem genialnym. Nasi sąsiedzi zza południowej granicy wiedzą, jak robić filmy! Ten obraz to historia kilkorga młodych ludzi, którzy w jakiś sposób próbują znaleźć swoją życiową drogę.
Zaczyna się od rozstania - Hana i Petr, dwójka młodych, niby szczęśliwych ludzi postanawia rozstać się na jakiś czas, aby poszukać kogoś "lepszego". I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w tej chwili towarzyszy im Robert, amator, który nagrywa ludzi w trudnych momentach na kamerę.
Każdy z bohaterów jest na swój sposób dziwakiem - Ondrej obsesyjnie próbuje odzyskać miłość swojej byłej dziewczyny, Jakub jest totalnie oderwanym od rzeczywistości luzakiem palącym trawkę, Vesna to emigrantka z Macedonii szukająca UFO. Każde z nich próbuje znaleźć kogoś bliskiego, swój pomysł na życie, uciekając od rzeczywistości, która ich ogranicza (dla Ondreja jest nią żona i dwójka dzieci, dla Hany i Petra - ich związek, dla Jakuba zapewne konieczność znalezienia "porządnej" pracy). Każde jest inne, ale ich losy łączą się w zaskakujące, często zabawne sposoby.
Najpiękniejsze w "Samotnych" jest to, że bohaterowie są prawdziwi, naturalni. Bez trudu można by znaleźć w Polsce młodych ludzi, którzy mają takie same problemy. Poszukujących miłości i niezależności, sensu, buntujących się przeciwko szaremu życiu, schematom rzeczywistości, więzom narzucanym nam przez społeczeństwo. Nie brak w "Samotnych" scen, które poruszają, ale także rozbawiają. Do tego całość uzupełnia klimatyczna muzyka (to jeden z moich ulubionych soundtracków).
"Samotni" to film, który mógłby powstać w Polsce, ale przypadkiem powstał gdzie indziej. Czech potrafi. Dlaczego Polak nie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Falka
Falusia :P



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 1298
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skądinąd

PostWysłany: Nie 17:10, 25 Mar 2007    Temat postu:

Recenzja z "Filmu" czy filmwebu? Bo gdzieś ją na bank czytałam, zakończenie kojarzę... Kurcze, mam ten film od kilku lat i nigdy go jakoś nie mogę obejrzeć! Czas to zmienić!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
morven
Saracen



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto Jeża

PostWysłany: Pon 10:45, 26 Mar 2007    Temat postu:

Recenzja moja? To o to chodzi, żeby swoje teksty zamieszczać Jezyk A skąd kojarzysz, to ja nie wiem, bo nawet autorka (ja) nie kojarzy :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Falka
Falusia :P



Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 1298
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skądinąd

PostWysłany: Pon 14:20, 26 Mar 2007    Temat postu:

Dziwne... Jestem pewna, ze gdzieś czytałam coś o podobnym zakończeniu, może nieświadomie zapożyczyłaś coś z "Filmu"?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Nie 15:58, 23 Mar 2008    Temat postu:

Sweeney Todd:Demoniczny golibroda z Fleet Street

Brytyjczycy byli rozczarowani po obejrzeniu najnowszego filmu Burtona. Złożyli skargi do urzędu, że reklamowano go jako horror, a w rzeczywistości okazał się musicalem.
Ja akurat byłam przygotowana na tego typu rozrywkę i nie zawiodłam się-Tim Burton potrafił wprowadzić świetny klimat-zarówno stroje, jak i gra aktorska nadają smaczku całym wydarzeniom,a Johny Depp(po tym dziele to juz muszę sobie powiesić jego zdjęcie nad łóżkiem:P) jako tytułowy bohater rozlewa krew tak malowniczo,że aż sprawia to widzowi pewną perwersyjną przyjemność]:-> Bonham Carter też gra niczego sobie, pomyłką była dla mnie postać młodego marynarza-miałam wrażenie, że oglądam kawał drewna.Mimo to dzieło urzekło mnie i siedziałam w fotelu jeszcze kilka chwil po seansie.
Zakończenia zdradzać nie będę-powiem tylko że miało ono w sobie coś z greckiej tragedii.

Marsz do kin! Demoniczny golibroda czeka! Może i wy pokochacie jego słynne brzytwy...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antoś;)
Lapsik ;)



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Antoninowo Antkówek

PostWysłany: Nie 18:40, 23 Mar 2008    Temat postu:

zgadzam się cudo

<-- to tak przy okazji tematu:D czyż nie wspaniały avatar?? Wesoly


Ostatnio zmieniony przez Antoś;) dnia Nie 19:08, 23 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Nie 21:38, 23 Mar 2008    Temat postu:

pewnie że wspaniały!(Nie, ja wcale nie mam bzika na punkcie Johny'ego Depp'a, to tylko pomówinia...Mruga )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antoś;)
Lapsik ;)



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Antoninowo Antkówek

PostWysłany: Nie 22:28, 23 Mar 2008    Temat postu:

och, ja też nie mam obsesji na jego punkcie, absolutnie
a pobudka o 3 nad ranem, żeby obejrzeć wywiad z nim to taka drobnostka, nic nie znaczący szczegół
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Wto 10:50, 08 Kwi 2008    Temat postu:

Choć goni nas czas

Lekki film o ciężkich sprawach-taki właśnie jest „Choć goni nas czas”.
Historia dwóch zupełnie różnych mężczyzn w sile wieku, którzy poznają się na szpitalnej sali, obaj z zaawansowanym rozwojem nowotworu Dzieli ich absolutnie wszystko- Carter Chambers(Freeman) jest czarnoskórym mechanikiem samochodowym, który całe swe młodzieńcze marzenia poświęcił dla rodziny, Edward Cole(Nicholson) zaś obrzydliwie bogatym właścicielem korporacji.
Wszystko, oprócz raka. Dowiedziawszy się o nadchodzącej śmierci, układają listę rzeczy, które chcą zrobić przed kopnięciem w kalendarz i wyruszają we wspólną podróż, w trakcie której realizują swoje kolejne postanowienia-od skoku spadochronem po śmiech do łez.
Produkcja byłaby banalna i całkowicie przewidywalna, gdyby nie para pierwszoplanowych aktorów- Jack Nicholson i Morgan Freeman są największym plusem tej opowieści. Bez nich byłby to kolejny nudnawy, sentymentalny film z moralizatorskim przesłaniem. Udało im się sprawić, by temat oczekiwania na śmierć nie został do końca strywializowany, ale i budził uśmiech. Wybierając się do kina na „Choć goni nas czas” nie idźcie „na film”, ale „na aktorów”. Wtedy się nie zawiedziecie.
Nicholson z właściwym sobie wdziękiem odgrywa aroganckiego choleryka i snoba, nie potrafiącego nawiązać więzi z córką, którego ulubionym zajęciem(poza tryskaniem gejzerami sarkazmu) jest popijanie najdroższej kawy na świecie. Freeman także nie ustępuje swemu ekranowemu partnerowi-wcielając się w Cartera, wydobył z roli mechanika samochodowego o zaprzepaszczonych marzeniach o studiach i ciągotach do domorosłej filozofii maksimum, stwarzając kreację ciepłego, całkowicie poświęconego rodzinie człowieka. Mimo starań, dla mnie bardziej przekonywująco wypadł na ekranie Jack.
Rob Reiner, będący reżyserem „Choć goni nas czas”, sam przeżył walkę z nowotworem- być może to właśnie sprawiło, że udało mu się stworzyć film, który wzrusza i w porównaniu do większości amerykańskiego kina-nie jest zbytnio naładowany moralizatorstwem(co nie oznacza, że jest go całkowicie pozbawiony).
Co prawda jego dzieło nie powala na kolana, bardzo przypominając “Pukając do nieba bram” Tila Schweigera (pomijając średnią wieku postaci ), a wnioski wyciągane przez bohaterów są dosyć banalne-jednak udało mu się bardzo zgrabnie opowiedzieć o pomijanym dzisiaj temacie śmierci i sprawić, by obraz wybijał się wśród innych hollywoodzkich produkcji. Pomimo “amerykańskiego spojrzenia” i dość długo rozkręcającej się, mało prawdopodobnej akcji, film ogląda się całkiem przyjemnie. To swoista mieszanka komedii z dramatem, dając słodko-gorzkie, lekkie przygnębienie po seansie.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Aelirenn dnia Sob 10:34, 12 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Wto 10:10, 29 Kwi 2008    Temat postu:

Kim był Christopher McCandless? Zwykłym włóczęgą? Bohaterem o niezłomnym kręgosłupie moralnym? A może naiwnym idealistą?

Tym, którzy czytali opartą na autentycznej historii powieść Jona Krakauera, pod tym samym tytułem, nie trzeba przedstawiać głównego bohatera "Wszystko za życie". Straceńcza odyseja McCandlessa zafascynowała najpierw autora książki, a później Seana Penna, który stworzył na jej podstawie film.

Ten świetnie zapowiadający się, pochodzący z zamożnej amerykańskiej rodziny 22-letni chłopak, zbuntowany przeciw utrzymywanemu przez rodziców kłamstwu postanawia uciec z domu. Banalne? Otóż nie. Dla Christophera ucieczka z domu jest świadomym zerwaniem z dotychczasowym życiem i pierwszym krokiem do jego ostatecznego celu, czyli wyprawy w dzicz Alaski. Pali swoje pieniądze, zmienia nazwisko na... Alexander Supertramp i zaczyna wielką podróż, będącą wyrazem sprzeciwu wobec zasad funkcjonowania dzisiejszego społeczeństwa.

Wbrew pozorom, to nie bunt jest najważniejszym elementem tej opowieści, lecz wędrówka, w trakcie której obserwujemy zmiany w psychice Alexa wywołane przez miejsca i osoby, jakie spotyka na swej drodze. Razem z nim poznajemy całą plejadę barwnych postaci drugoplanowych - od hipisów po kierowców kombajnów. Są one, co prawda, nieco wyidealizowane - Supertramp doznaje z ich strony wyłącznie dobra, jedynym wyłamującym się z tej tendencji charakterem jest amerykański “sokista”, niezbyt przyjaźnie nastawiony do naszego podróżnika. Wśród nich szczególnie wybija się nominowana do Oscara kreacja Hala Holbrooka jako Rona Franza, wojskowego weterana pozbawionego rodziny, który zapragnie usynowić Alexa.

Piękne zdjęcia krajobrazów USA sprawiają, że obserwowanie wojaży głównego bohatera na ekranie staje się naprawdę miłym sposobem spędzenia dwóch i pół godziny w kinie. Dla "alaskoholików" jest to pozycja obowiązkowa - dzika przyroda tego stanu jest pokazana przez Seana Penna w sposób niezwykle realistyczny, nie ograniczając się wyłącznie do miłych obrazków jeleni na rykowisku. Na przykładzie historii Christophera pokazuje on, że prawdziwa dzicz to nie miejsce dla pełnych entuzjazmu młodzików, których cała wiedza o przetrwaniu w surowych warunkach północnoamerykańskich gór pochodzi z książek. Natura nie sprzyja głównemu bohaterowi, traktuje go obojętnie, tak jak wszystkie inne stworzenia podlega on jej surowym prawom.
Ciekawym zabiegiem zastosowanym przez reżysera było użycie jednocześnie trzech narracji - widzimy Alexa w trakcie jego życia na Alasce, podczas podróży, a także z perspektywy jego siostry. Wydarzenia w filmie nie są ułożone chronologicznie, wzajemnie przenikają się i łączą. Poszczególne sekwencje wędrówki bohatera “Wszystko za życie” zatytułowane są podobnie jak rozdziały książki, np. Rozdział 1- "Narodziny".

Ekranizacja to także gratka dla fanów Pearl Jam - większa część ścieżki dźwiękowej została skomponowana przez wokalistę tej grupy, Eddiego Veddera. Sądzę jednak, że spodoba się ona nie tylko zagorzałym wielbicielom tej grupy.

Emile Hirsch, wcielający się w główną rolę, sprawia, że zaczynamy sympatyzować z młodym, naiwnym idealistą. Na szczęście nie pozbawiono go wad - wbrew pozorom ten niepoprawny romantyk to równocześnie egoista, niezdolny do współżycia z innymi ludźmi, sypiący raz po raz frazesami z książek, któremu obce jest realne życie. Tak naprawdę, efektem jego decyzji staje się ucieczka właśnie od niego, a nie od cywilizacji.

Obraz ten na pewno podzieli widownię - jedni będą w nim widzieli jedynie przydługą, pretensjonalną historyjkę o naiwnym młodzieńcu, który zapragnął w imię buntu zostać pustelnikiem. Innych może zafascynować bezkompromisowa postawa Christophera McCandlessa i mimo pewnej nierealności jaką jest on nacechowany, będą go odczytywać jako ważne przesłanie o poszukiwaniu sensu życia. Myślę, że to, w jaki sposób spojrzymy na tę produkcję nie zależy tyle od naszego gustu filmowego, co od tego, jak postrzegamy nonkonformistyczną decyzję głównego bohatera. Czy był to akt głupoty? A może odwrócenie się od hipokryzji domu i społeczeństwa, do których należał?

Pomimo wszelkich zarzutów padających względem dzieła Seana Penna, nie można nie zauważyć, że obraz ten wybija się spośród innych pochodzących z hollywoodzkiego podwórka. Odważcie się więc na dwie i pół godziny uciec z Chrisem od codzienności i zobaczcie efekt jego marzeń o nieograniczonej wolności.



Tytuł: "Wszystko za życie"

Reżyseria: Sean Penn

Scenariusz: Sean Penn

Na podstawie powieści Jona Krakauera - "Into the Wild"

Obsada:

Emile Hirsch
Vince Vaughn
William Hurt
Kristen Stewart
Catherine Keener
Marcia Gay Harden
Hal Holbrook
Jena Malone
Zdjęcia: Eric Gautier

Muzyka: Eddie Vedder, Michael Brook, Kaki King

Montaż: Jay Cassidy

Kostiumy: Mary Claire Hannan

Czas trwania: 148 minut

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Aelirenn dnia Wto 10:11, 29 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Sob 16:25, 10 Maj 2008    Temat postu:

Jeżeli ktoś z was jest na tyle szalony, żeby wybrać się na Pore Mroku, to stanowczo odradzam... większego gniotu w tym roku nie widziałam w kinie! jak już skończę produkowac recenzję, to wklęję ją tutaj.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Czw 16:37, 22 Maj 2008    Temat postu: Pora mroku

Lubicie filmy grozy? Wybierzcie się więc na "Porę mroku" - najbardziej przerażającą porażkę polskiej kinematografii w tym sezonie. Wchodząc do kina, nie liczcie na jakąkolwiek spójność logiczną kolejnych sekwencji, a poszczególne sceny zdają się być dopisywane na kolanie.

Scenariusz powstał chyba w wyniku ataku "pomroczności" jego autorów. Już po pierwszej minucie widz może zorientować się, co będzie główną osią fabuły. Starowinka w Argentynie uważnie przygląda się kolejnym dziewojom, po czym patrzy na swoje zdjęcie z czasów młodości i niezwykle podobny do niego wizerunek współczesnej młodej dziewczyny. Po takim wstępie pozostaje tylko czekać na zapewnienie nas, że owszem, jesteśmy inteligentni i cała historyjka dziać się będzie wokół sposobu na oddzielenie duszy od ciała oraz przeniesieniu jej do innego ciała, notabene wymyślonego przez hitlerowskich naukowców.

Jednak wstęp to nie wszystko! Po chwili przenosimy się do Polski, podziwiając czwórkę ujaranych i uhahanych przedstawicieli dzisiejszej młodzieży. Wyruszyli oni w poszukiwaniu zaginionego brata jednej z dziewcząt należących do grupy. W trakcie swej radosnej wycieczki docierają do opuszczonej fabryki, w której, oczywiście, czają się nazistowscy szaleńcy ze złowieszczą aparaturą. Równolegle widzimy, jak do szpitala psychiatrycznego przyjeżdża samochód z mającą odpracować swoje wyroki młodzieżą z poprawczaka.

To by było na tyle, jeśli chodzi o elementy fabuły, które są w miarę zrozumiałe. Dalej zaczyna się już tylko bieganina, wrzask i niezwykle sprzyjające zachowaniu klimatu filmu teksty bohaterów w rodzaju - "Oooo... Słoneczko!", "Masz fajki?". Zastanawiam się, w jaki sposób powstawał ten film, naprawdę trudno znaleźć bardziej chaotyczną produkcję. Niektórym horrorom można wybaczyć bezsensowny scenariusz, wszak "Piła" i "Hostel", którymi ponoć inspirowali się autorzy "Pory mroku", do najinteligentniejszych nie należały. O ile w nich krew lała się strumieniami, a fragmenty ciał latały na prawo i lewo, o tyle polscy twórcy nie wysilili się zbytnio pod tym względem. Choć należy przyznać, iż kiedy pojawiają się "krwiste" fragmenty, to są one zrealizowane w dość realistyczny sposób.

Nie zmniejsza to jednak mojego niesmaku po obejrzeniu całości. Miałam wrażenie, że według autorów, przepisem na dobry horror jest odrobina "nastrojowej" (reggae i piosenka Skaldów) muzyki połączona z chaotycznym montażem, plus aktorzy rodem z seriali, którzy, swoją drogą, grali iście przerażająco. Trzeba jednak przyznać, że poza ciągłym uciekaniem, dawaniem się złapać i krzyczeniem nie mieli zbyt wielu szans na wykazanie się. Nawet postaci negatywne są nieprzekonywujące. Sceny, które w założeniu miały wywołać strach, były absurdalnie głupie. Całość okraszono dodatkowo niesamowitą ilością flashbacków, które nie dość, że nie pozwalają się skupić na i tak wydumanej fabule, to jeszcze, zamiast być efektem potęgującym grozę, wypełniają obraz godnym politowania komizmem.

Reklamowana jako "pierwszy profesjonalny polski horror" produkcja okazała się być mdłą papką opowiadającą o plastikowych, bezmyślnych ludzikach wpadających w tarapaty, którzy nie tylko są nienaturalni (polecam ten obraz każdemu, kto wybiera się do szkoły aktorskiej - znakomity podręcznik o tym, jak NIE należy grać), ale i dokonują idiotycznych rzeczy. Fabuła, która zamiast wciągać, sprawia, że po pół godzinie chce się uciec z sali kinowej - chyba ,że ktoś uwielbia półtoragodzinne gonitwy po szpitalu psychiatrycznym i jego podziemiach. Swoją drogą, postacie zagrożone kombinują jak tylko mogą, żeby wydostać się z tego miejsca, a w zakończeniu główna bohaterka opuszcza je beztrosko frontowymi drzwiami.

Zamiast strachu - żenujący humor, zamiast trzymania widza w napięciu - nuda i nerwowe spoglądanie na zegarek z pytaniem - kiedy to się wreszcie skończy?! Być może Polacy są zdolni do nakręcenia dobrego horroru, jednak "Pora mroku" na pewno nie jest przykładem takiej produkcji.



Tytuł: "Pora Mroku"

Reżyseria: Grzegorz Kuczeriszka

Scenariusz: Dominik Wieczorkowski-Rettinger

Obsada:

* Jakub Wesołowski
* Jan Wieczorkowski
* Ryszard Ronczewski
* Paweł Tomaszewski
* Natalia Rybicka
* Bartosz Żukowski
* Karolina Gorczyca
* Katarzyna Maciąg
* Kamil Kulda

Zdjęcia: Grzegorz Kuczeriszka

Muzyka: Nikodem Wołk-Łaniewski

Scenografia: Monika Sajko-Gradowska

Kostiumy: Paweł Grabarczyk

Czas trwania: 95 minut

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Aelirenn dnia Czw 16:39, 22 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Sob 23:10, 28 Cze 2008    Temat postu:

KUNG FU PANDA
Legendy mówią o legendarnym wojowniku, który mimo tego, iż był niezwyciężony, nigdy nie przyjmował podziękowań za swą mocarność i... przystojność. A przynajmniej pewien sympatyczny, choć nieco fajtłapowaty panda o wdzięcznym imieniu Po, chciałby, żeby legendy tak mówiły.,,

Niestety, jak na razie jego życie bardziej przypomina odę do klusek, niż bohaterski epos. Ten puszysty (delikatnie mówiąc) miś pracuje w restauracji u swego ojca, jednak czuje, że nie jest to jego prawdziwe powołanie (oczywiście mówimy o pracowaniu, a nie o jedzeniu - w tej drugiej czynności nasz bohater sprawdza się całkiem nieźle). Choć z powodu sporego brzuszka nie jest w stanie zobaczyć swoich stóp, wciąż marzy o mistrzostwie w kung fu i z zapałem kolekcjonuje wszelkie gadżety związane ze swoimi idolami - wspaniałymi wojownikami, zwanymi Potężną Piątką. Są nimi: Tygrysica, Żuraw, Modliszka, Małpa oraz Żmija, szkoleni przez Mistrza Shifu w Jadeitowym Pałacu znajdującym się obok doliny, w której dni nudne jak kluski z rosołem (specjalność jadłodajni ojca Po) spędza nasz okrąglutki panda, z zapałem pełniąc rolę największego fana szlachetnej sztuki walki.

Nagle jednak wydarza się coś, co wstrząsa spokojnym życiem doliny i jej mieszkańców. Mistrzowie kung fu postanawiają wybrać smoczego wojownika, aby obronił wioskę przed Tai Lungiem, którego umiejętności sieją postrach. Oczywiście Po, jako największy fan tej sztuki walki, musi znaleźć się w samym centrum historycznego wydarzenia. Od tej pory w jego życiu zaczynają się schody (dosłownie i w przenośni - kto już oglądał, ten wie, o czym mówię).

Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego filmu. Ot, kolejna bajeczka o pluszakach, nieudolnie naśladująca sukces „Shreka” (ile można?). Zwłaszcza, że autorzy wzięli na swoje barki dość niewdzięczne zadanie - zrobienie pastiszu klasycznych filmów o wschodnich technikach walki wydało mi się z góry skazane na porażkę.

A tu miłe zaskoczenie. Okazało się, że w ciasteczku zwanym seansem była pomyślna wróżba. Otrzymałam bardzo dynamiczne danie, które nie odbiło mi się przyciężkawym humorem ani pretensjonalnością, jak się spodziewałam. Owszem, nadal jest to dość naiwna opowieść z morałem, jak przystało na film adresowany do młodszej części widowni, ale mimo to stanowi miły sposób na spędzenie półtorej godziny w kinie.

Tłumaczem odpowiedzialnym za dialogi w polskiej wersji jest znany dobrze wszystkim wielbicielom kreskówek takich jak: „Shrek”, „Madagaskar” czy też filmów o „Asterixie i Obelixie” - Bartosz Wierzbięta. I tutaj sprawił on, że film wywołuje uśmiech także na twarzy starszego widza - na uwagę zasługuje fakt, że powstrzymał się od średnio smacznych dowcipów politycznych - a przynajmniej ja nie pamiętam żadnego - czy wciskanych na siłę żartów w usta postaci, do których charakteru nie pasował dany tekst. Tutaj każde słowo jest dopasowane do tego, kto je wypowiada, a przedstawione zwierzęta mają jasno określone charaktery. Jednak, jak na bajeczkę dla dzieci, bohaterowie nie są aż tak papierowi, jak to bywało zazwyczaj - przykładem tego jest Mistrz Shifu. Oczywiście, nie można mówić o porażającej głębi, ale przecież każdy gatunek ma swoje wymagania i publikę, do której jest dostosowany.

Jeśli powiem o “Kung Fu Pandzie”, że jest dobrą animacją, skłamię. To ŚWIETNA animacja. Sceny walki są zrobione za pomocą takich “ujęć” jak w prawdziwym nawalankowo-sztukowalkowym filmie akcji. Dodatkowo twórcy ciekawie posłużyli się “światłem”, a raczej jego złudzeniem, podkreślając charakter poszczególnych scen. Widać, że każdy kadr został pieczołowicie dopracowany, a całość jest niesamowicie wręcz dynamiczna. Do tego jeszcze tylko trochę dopasowanej muzyki i voila - efekt, który zadowoli nawet najwybredniejszego fana Tekkena czy Mortal Kombat (mój młodszy brat stwierdził, że znienawidzi mnie za to porównanie - jako miłośnik MK nie może znieść położenia obok siebie przygód opasłego pandy i ukochanego mordobicia).

Dla mnie “Kung Fu Panda” to absolutne K.O. Długie czekanie na kolejną animację DreamWorks opłaciło się. Ich nowy wyrób okazał się być nie tylko nowatorski pod względem orientalnego tematu, jaki został w nim podjęty, ale też naprawdę dobrze wykonany. A więc - do kina marsz! Zobaczcie na własne oczy, że pandy potrafią nie tylko dobrze zjeść, ale też nieźle przywalić (brzuchem) i powalić (śmiechem).


Tytuł: "Kung Fu Panda"

Reżyseria: Mark Osborne, John Stevenson

Scenariusz: Jonathan Aibel, Glenn Berger

Pomysł historii: Ethan Reiff, Cyrus Voris

Obsada:

* Jack Black - Po
* Dustin Hoffman - Shifu
* Angelina Jolie - Tigress
* Ian McShane - Tai Lung
* Jackie Chan - Monkey
* Seth Rogen- Mantis
* Lucy Liu - Viper
* David Cross - Crane
* Randall Duk Kim - Oogway

Zdjęcia: Yong Duk Jhun

Muzyka: Hans Zimmer, John Powell

Scenografia: Raymond Zibach

Czas trwania: 91 minut

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Wto 18:23, 14 Paź 2008    Temat postu:

Elegia

Kiedy człowiek zaczyna przemijać? Kiedy tak naprawdę możemy powiedzieć, że żyjemy? Jaką rolę pełni piękno w życiu człowieka? W którym momencie możemy określić nasze uczucia mianem miłości?

Te i inne pytania porusza ekranizacja książki „Konające zwierzę” Philipa Rotha. Osią fabuły jest kontrowersyjny romans studentki z wykładowcą uniwersyteckim, którego portret bardzo subtelnie i zarazem wyraziście kreśli Ben Kingsley. Ich związek opiera się na pięknie - on, wieloletni koneser sztuki (oraz kobiet), znajduje w niej uosobienie swoich pragnień. Stopniowo okazuje się, że Consuela jest dla niego czymś więcej niż kolejną przelotną erotyczną znajomością. Magnetyzm dziewczyny sprawia, że David Kepesh zatraca się w obsesji. Po pewnym czasie istnieje dla niego tylko ona - znakomicie wykreowana przez Penelopę Cruz - nemezis głównego bohatera. Uroda aktorki została tu wykorzystana do stworzenia obrazu femme fatale i rzeczywiście zabieg ten udał się w zupełności. Cruz udowodniła, że z powierzonej jej roli może skonstruować symbol namiętności, ucieleśnienie męskich pragnień o pięknie.undefined

Piękno to zresztą jeden z głównych tematów poruszanych przez film Isabel Coixet. Jest jedną z najważniejszych wartości, jednak „Elegia” nie formułuje jego jednoznacznej definicji. Wręcz przeciwnie, w zawoalowany sposób pyta o jego istotę.

Scenariusz naszpikowany jest aluzjami i subtelnymi metaforami, przez co nie sposób odczytać tego obrazu w sposób jednoznaczny. Na ekranie oprócz pary głównych bohaterów pojawiają się postaci drugoplanowe, a każda z nich wnosi nie tylko nowy wątek, ale i ukryte w swej historii pytania, na które widz musi sam udzielić sobie odpowiedzi. Mnie najbardziej ujął Dennis Hooper, grający rolę najlepszego przyjaciela (oraz doradcy do spraw kobiet) Davida. Razem z nim tworzy on niezwykły tandem erudytów-babiarzy.

Całość produkcji zrealizowana jest w bardzo statyczny, spokojny sposób. Nie spotkamy tu eksperymentów montażowych, większość scen toczy się w zamkniętej przestrzeni. Brak tu ostrego światła, wszystko utrzymane jest w atmosferze intymności, zupełnie jakbyśmy podglądali najbardziej prywatne sceny z życia poszczególnych bohaterów. Efekt ten potęguje dodatkowo subtelna, spokojna muzyka, zwłaszcza przewijający się motyw fortepianowy.undefined

Ta swoista rezygnacja z przeładowania formy uwydatnia sugestywną grę aktorską. Z ekranu wręcz sączą się emocje - głównie w przypadku pierwszoplanowej pary miałam uczucie niezwykłej autentyczności „chemii” pomiędzy aktorami.

„Elegia” zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. To jedna z nielicznych, powstałych ostatnio produkcji, w której miłość nie jest uczuciem jednopłaszczyznowym i prostym, a wartości uniwersalne nie zostały strywializowane. Wręcz przeciwnie, obraz wymaga od widza dużego skupienia oraz samodzielnego przemyślenia poszczególnych wątków.

Nie idźcie na ten film, jeśli potrzebujecie odmóżdżającej, lekkiej rozrywki po całym tygodniu umysłowego wysiłku. Wbrew pozorom, seans może was przygnębić, a kto wie, może nawet i wzruszyć? Jeżeli jednak jesteście na to gotowi, „Elegia” na pewno was nie rozczaruje.



Tytuł: „Elegia”

Reżyser: Isabel Coixet

Scenariusz: Nicholas Meyer

Na podstawie powieści „Konające zwierzę” Philipa Rotha

Obsada:

* Ben Kingsley
* Penelope Cruz
* Dennis Hopper
* Peter Sarsgaard
* Patricia Clarkson
* Deborah Harry

Zdjęcia: Jean-Claude Larrieu

Montaż: Amy E. Duddleston

Kostiumy: Katia Stano

Czas trwania: 108 minut

recenzja z : [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aelirenn
Włóczykij



Dołączył: 15 Mar 2007
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dziura dziurzysta, pośrodku niczego...

PostWysłany: Pią 8:53, 31 Paź 2008    Temat postu: Obiecaj mi!-recenzja

Co ma krowa do miłości? Jak odróżnić cyrkowca od anioła? Czy gangsterzy rzeczywiście są tacy źli? Czyli festiwal absurdu w nowym filmie Emira Kusturicy.

Serbski reżyser po raz kolejny serwuje nam obraz w niezwykłym, żywiołowym bałkańskim klimacie. Tym razem to opowieść o obietnicy i jej skutkach. Gdzieś pośrodku niczego, w miejscu, w którym nawet wrony już nie zawracają, bo za daleko do cywilizacji, znajduje się wieś zamieszkiwana przez nauczycielkę Bosą, ekscentrycznego staruszka Zivojina oraz jego wnuka, jedynego ucznia tutejszej szkoły. Akcja „Obiecaj mi!" rozpoczyna się w momencie, gdy władze ministerstwa edukacji przybywają, aby zamknąć oświaty kaganek. Zivojin postanawia wysłać chłopca do miasta, aby ten sprzedał ich jedyną krowę oraz prosi go, by za pieniądze, które uzyska, zrobił trzy rzeczy: kupił ikonę św. Mikołaja i pamiątkę z wyprawy do miasta, a także… przywiózł żonę. To niewinne z pozoru przyrzeczenie chłopca pociąga za sobą cały szereg niezwykłych wydarzeń, które sprawią, że nawet zapomniana wieś na końcu świata nie pozostanie taka sama.

Fabuła jest z pozoru banalna i przewidywalna, ale komu nie obce są inne filmy Kusturicy, ten już wie, że to nie reżyser, który oferuje nam mdłe historyjki. Ten obraz należy traktować luźno i nie doszukiwać się w nim na siłę głębi tam, gdzie jej nie ma. Jednak na pewno nie jest to komedia z rodzaju tych, jakie zazwyczaj można obejrzeć w kinach. „Obiecaj mi!" bliżej jest do kinematografii czeskiej niż do nijakich papek produkcji amerykańskiej. Absurdalne poczucie humoru to według mnie jej największy atut. Ja bawiłam się świetnie na seansie, ale muszę przyznać, że nie był to obraz na miarę „Undergroundu". Myślę jednak, że i sam Kusturica nie traktował tego filmu zbyt „poważnie". I udało mu się sprawić, by po 127 minutach w sali kinowej, tłumek wychodzący z projekcji wyglądał jak mili, uśmiechnięci obywatele.

Aktorsko film jest dość nierówny. Główni bohaterowie, Tsane i Jasna, nie zostali według mnie odegrani zbyt przekonywująco. Naiwność ich gry wręcz razi w oczy. Z drugiej strony, większość ról została świadomie pokazana w sposób dość karykaturalny - zwłaszcza role gangsterów są niezwykle wręcz groteskowe i obiecuję wam, że braci „od rozwałki" prędko nie zapomnicie. Najbardziej zapamiętałam jednak Aleksandara Berčeka jako Zivojina. Wydobył on z postaci zdziwaczałego dziadka wszystko, pokazując go z różnych perspektyw - jako swoisty typ McGyvera, zakochanego po uszy staruszka, a także złośliwego tetryka, któremu lepiej nie stawać na drodze do celu.

Cały film jest niezwykle barwny, kostiumy (i efekty niezbyt specjalne), pomimo że dość kiczowate, dodatkowo podkreślają absurdalne sytuacje. Jednym z niezaprzeczalnych atutów produkcji jest muzyka, która dodaje całości niesamowitej aury bałkańskiej energii, tak charakterystycznej dla dzieł serbskiego reżysera. Przy niektórych melodiach wręcz trudno usiedzieć w miejscu, a całość ścieżki dźwiękowej doskonale oddaje pogodny nastrój obrazu.

Myślę, że „Obiecaj mi" to świetna propozycja dla tych, którzy lubią się pośmiać oglądając komedię utrzymaną w innym niż hollywoodzkim klimacie. Także miłośnicy absurdu nie zostaną zawiedzeni. Jeśli jednak macie ochotę na „poważny film z przesłaniem"- przykro mi, nie tym razem. Niewiele tu ukrytych znaczeń, a metafory można bardzo łatwo rozszyfrować.

Według mnie ta produkcja może śmiało pretendować do miana jednej z najlepszych komedii tego roku, choć trzeba przyznać, że reżyser nie pokazuje nam nic nowego. Tak jak w „Undergroundzie" czy „Czarny kot, biały kot", znów wykorzystuje aurę niesamowitości i baśniowości. Pomimo tego, że jest to nieco odgrzewany kotlet, okraszony sporą ilością średnio smacznych żartów, obracających się głównie wokół seksu, myślę, że tym, którzy nie widzieli jeszcze żadnego z poprzednich obrazów Kusturicy, powinien zasmakować. Jednak zagorzałych miłośników reżysera „Obiecaj mi!" może podzielić na dwa obozy: tych, którzy będą głosili spadek formy twórcy lub - tak jak w moim przypadku - potraktują ten film dostatecznie luźno, by spędzić przy nim dwie godziny dobrej zabawy i wyjść z seansu pełni pozytywnej energii, podrygując w rytmie muzyki filmowej.



Tytuł: "Obiecaj mi!"

Reżyseria: Emir Kusturica

Scenariusz: Emir Kusturica, Ranko Bozic

Obsada:

* Uros Milovanovic
* Marija Petronijević
* Aleksandar Berček
* Zivojin Markovic
* Miki Manojlović
* Ljiljana Blagojević
* Ivan Maksimovic
* Kosanka Djekić

Zdjęcia: Milorad Glusica

Muzyka: Stribor Kusturica

Montaż: Svetolik Zajc

Kostiumy: Nebojsa Lipanović

Czas trwania: 127 minut

Recenzja zamieszczona została na portalu Paradoks [link widoczny dla zalogowanych] miejscu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kuźnia Strona Główna -> Produkcje wszelakie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin